Zwierzę też człowiek *

 Przed laty kabaret Elita śpiewał piosenkę, w której padały – wśród innych – następujące słowa: „Do serca przytul psa, weź na kolana kota, weź lupę, popatrz – pchła!”. „Daj spokój, pchła to też istota” – to ostatnie wydaje się szczególnie istotne w kontekście najnowszej premiery w Teatrze Jaracza w Łodzi, czyli teatralnej adaptacji powieści Olgi Tokarczuk "Prowadź swój pług przez kości umarłych", wyreżyserowanej przez Lenę Frankiewicz.
 
Milena Lisiecka jako Duszejko. Fot. Natalia Kabanow

Na podstawie tej powieści z 2009 roku Agnieszka Holland i Kasia Adamik nakręciły film "Pokot", którego współscenarzystką była sama Olga Tokarczuk. Autorką łódzkiej adaptacji i dramaturżką jest Sandra Szwarc, zatem fabuła dla sporej grupy widzów nie stanowi tajemnicy, a ujawnienie rozwiązania kryminalnej zagadki nie będzie w tym przypadku recenzenckim grzechem. Konwencja powieści detektywistycznej, nazywanej niekiedy thrillerem ekologicznym, posłużyła noblistce przede wszystkim do przekazania istotniejszych treści.

To dla ich poznania śledzimy wydarzenia, których protagonistką jest Janina Duszejko – emerytowana pani inżynier, ucząca języka angielskiego w miejscowej szkole, miłośniczka twórczości angielskiego poety Williama Blake’a, z którego poematu "Zaślubiny Nieba i Piekła" pochodzi tytuł książki i przedstawienia. Kobieta amatorsko pasjonuje się astrologią i dorabia pilnowaniem poza sezonem domków letniskowych w osadzie Lufcug, położonej w Kotlinie Kłodzkiej, niedaleko Kudowy. Znakomicie klimat tej mrocznej, niemal bezludnej zimą miejscowości oddaje przestrzenna, sprawiająca wrażenie trójwymiarowej scenografia Agaty Stanuli, wzbogacona światłami w reżyserii Aleksandra Prowalińskiego i projekcjami Mateusza Zielińskiego.

Kiedy ktoś uśmierca dwa ukochane psy emerytki, ta w prywatnym śledztwie wykrywa zabójcę. Wtedy jednak dowiaduje się, że zwierzęta pozostają w pełnej dyspozycji ludzi, a człowiek może je hodować na futra lub na nie polować. Tym bardziej że nawet Stwórca umieścił je w hierarchii stworzeń znacznie niżej niż człowieka. Kolejne instancje – myśliwi, policja, ksiądz – potwierdzają prawo człowieka do zabijania nie-ludzi. Duszejko zaczyna określać ludzi i zwierzęta jednym mianem: istoty, niejako zrównując je w prawach. Wkrótce w Lufcugu zostają znalezione zwłoki prawdopodobnie zamordowanego człowieka, a potem pojawią się kolejne ofiary.

Scena zbiorowa. Fot. Natalia Kabanow

Przedstawienie Leny Frankiewicz w łódzkim Jaraczu ma konstrukcję obrazkową. Każdy epizod, oddzielany opadnięciem lub podniesieniem zastawki, stwarzającej również nowe miejsce akcji (mieszkanie Duszejko, posterunek policji, sklep z odzieżą), popycha fabułę naprzód, choć jej tempo byłoby znacznie żywsze, gdyby główne twórczynie zrezygnowały z kilku wątków mało wnoszących do głównej linii fabularnej. Interesującym pomysłem realizatorskim jest personifikacja trzech saren w postaci tancerek, z których dwie (Anna Steller i Agnieszka Kryst) opracowały choreografię do spektaklu, a dokładniej do muzyki Stefana Wesołowskiego.

Aktorsko spektakl należy do Mileny Lisieckiej, nie tylko dlatego, że aktorka jest obecna na scenie przez niemal całe, trzygodzinne przedstawienie. Lisiecka przekonująco gra kobietę z jednej strony bardzo wrażliwą, z drugiej – osobę mocną, stojącą twardo przy swoich poglądach i gotową do czynów kontrowersyjnych. Siła aktorstwa Mileny Lisieckiej oraz moc przesłania spektaklu szczególnie wybrzmiewa w scenie mszy z okazji Hubertusa. Świetnie partnerują jej Andrzej Wichrowski jako Matoga i Mariusz Siudziński w roli Borosa. Większość aktorów gra w "Prowadź swój pług…" po kilka ról, przy czym wyraźnie zaznaczają swoją obecność Iwona Dróżdż (bardzo dobra w roli Policjantki) oraz Bogusław Suszka (ksiądz Szelest).

* Recenzja powstała dla portalu "Teatr dla Wszystkich" i tam została opublikowana 15.12.2025 r. 

Komentarze