Nie tylko Hermann Brunner *
Niedawna piąta rocznica śmierci Emila Karewicza (aktor zmarł 18 marca 2020 roku, pięć dni po swoich 97. urodzinach) skłoniła mnie do sięgnięcia po jego książkę „Moje trzy po trzy” wydanej już stosunkowo dawno przez Wydawnictwo Melanż. Wynurzenia artysty opracował literacko Paweł Oksanowicz, moderujący niejako opowieść Karewicza.
![]() |
Okładkę zaprojektowała Agata Plewicka. Fot. materiał promocyjny |
Okolicznościowe wspomnieniowe publikacje towarzyszące tej smutnej rocznicy uświadomiły mi, że Emil Karewicz, aktor w czasach mego dzieciństwa i wczesnej młodości niezwykle popularny, tak naprawdę mnie, a pewnie i większości osób kojarzy się z dwiema, granicznymi – jak sam je aktor nazywał – rolami: Hermanna Brunnera w „Stawce większej niż życie” i króla Władysława Jagiełły w „Krzyżakach”. No, ewentualnie mogliby niektórzy dorzucić Tomasz Łęckiego, ojca Izabeli w serialu „Lalka” tudzież gestapowca przesłuchującego „Grzegorza Brzęczyszczykiewicza” w filmie „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”. Tymczasem aktor ten zagrał w przeszło stu filmach i stworzył wiele ciekawych kreacji na deskach scenicznych teatrów w Sopocie, Gdyni, Gdańsku (Teatr Wybrzeże), Łodzi (Teatr im. Stefana Jaracza i Teatr Nowy) i wreszcie Warszawy (Ateneum, Dramatyczny, Ludowy, Nowy). Wszystkie te role zostały wymienione w spisie umieszczonym na końcu książki. Do ról filmowych i teatralnych dołączone też te zagrane w Teatrze Telewizji. Emil Karewicz w sposób szczery i obiektywny odnosi się do swoich dokonań, nie wszystkie uważa za doskonałe z różnych, często niezależnych od niego, przyczyn. W jego opowieści o aktorskiej profesji przewija się żal, że w filmie nie zagrał nigdy dużej roli komediowej.
„Moje trzy po trzy” (tytuł wziął się stąd, że w dacie urodzenia Emila Karewicza występują trzy trójki) pokazują jak wszechstronnym artystą był ten „na wieki wieków Brunner”. Poza aktorstwem teatralno – filmowym Karewicz świetnie radził sobie na estradzie, w kabarecie, pisał teksty i komponował muzykę piosenek, które sam wykonywał. A oprócz tego świetnie malował (miał kilka wystaw) i rysował (także karykatury swoich kolegów po fachu). Dzięki tej książce poznajemy również mało znane oblicze tego aktora postrzeganego z powodu granych czarnych charakterów jako twardziel. Tymczasem on sam uważał się za „miękkiego”, rodzinnego faceta, który poza malowaniem lubił wędkować. Z wypowiedzi jego samego i innych o nim osób (Beaty Tyszkiewicz, Małgorzaty Potockiej, Stanisława Mikulskiego, Teresy Lipowskiej) w świadomości czytelnika rodzi się też obraz Karewicza, artysty „osobnego”, uważającego, że aktor jest od grania, a nie od załatwiania innych spraw, nie przyłączył się do historycznego bojkotu mediów w stanie wojennym, grał u „reżyserów wyklętych”, występował w reklamie, gdy było to źle postrzegane przez środowisko.
Niezwykle wciągające są również wspomnienia Emila Karewicza z czasów dzieciństwa w Wilnie, wojny i okresu powojennego, gdy robił wiele, by spełniło się jego marzenie o zostaniu aktorem. Niezwykle barwna to opowieść okraszona kilkoma „pierwszymi” wyznaniami i nierzadko humorem. Książka, bogato ilustrowana fotografiami archiwalnymi, pewnie nie jest już dostępna w księgarniach (ja skorzystałem z usług biblioteki). Ale może Wydawnictwo Melanż pokusi się o jej drugie wydanie – będzie okazja do do poprawienia błędnie przypisanych imion Janowi Rybkowskiemu (na stronie 133 nazwanego Tadeuszem) i Kazimierzowi Brusikiewiczowi nazwanego niecałe sto stron później Adamem.
Emil Karewicz: "Moje trzy po trzy"
Wydawnictwo Melanż
Warszawa 2013
Stron: 347
* Recenzja powstała dla portalu "Teatr dla Wszystkich" i tam została opublikowana 26.03.2025 r.
Komentarze
Prześlij komentarz