Mordercze odrzucenie *

Jednym z wydarzeń trwającej właśnie 3. edycji Baltic Opera Festivalu była premiera jednoaktowej opery „Salome” Richarda Straussa. Jej reżyserii według koncepcji inscenizacyjnej Tomasza Koniecznego, światowej sławy śpiewaka, pomysłodawcy i dyrektora festiwalu podjął się Romuald Wicza – Pokojski.

Jennifer Holloway jako Salome. Fot. Krzysztof Mystkowski

Strauss jest nie tylko kompozytorem, ale także autorem libretta „Salome” napisanego w oparciu o dramat Oscara Wilde’a, a ten z kolei wykorzystał biblijną opowieść o młodej księżniczce, córce Herodiady, żony króla Heroda. Ten podkochuje się w swej pasierbicy, która ulega fascynacji przebywającym w królewskim więzieniu Jochanaana (Jana Chrzciciela). Prorok pozostaje jednak nieczuły na jej umizgi. Kiedy więc Herod prosi ją, by dla niego zatańczyła swój erotyczny „taniec siedmiu zasłon” za co jest w stanie spełnić każde jej życzenie, ta prosi o przyniesienie jej na srebrnej tacy głowy Jochanaana.


Jennifer Holloway, Oleksandr Pushniak i Claudia Mahnke. Fot. Krzysztof Mystkowski

Ta mroczna w swym charakterze opera znakomicie wpisała się w naturalną scenerię Opery Leśnej w Sopocie, gdzie odbyły się dwa premierowe spektakle (drugi był transmitowany on-line w czasie rzeczywistym). Ingerencja scenografa Borisa Kudlićki ograniczyła się do niezbędnych dla przebiegu akcji elementów (platforma ponad sceną, tron, cysterna z uwięzionym prorokiem). Kostiumy Marka Adamskiego, bardziej współczesne niż historyczne, podkreślały ponadczasową wymowę opery z początku XX wieku. „Salome” w inscenizacji Koniecznego i Wiczy – Pokojskiego jest spektaklem przede wszystkim o odrzuceniu potęgującym uczucie osamotnienia i wiodącego do okrutnej zemsty. To także opowieść o złu czynionym z powodu niezrozumienia drugiego człowieka, o przekraczaniu granic zdawałoby się nieprzekraczalnych. Genialnie dramat odrzuconej kobiety przekazuje amerykańska sopranistka Jennifer Holloway, ta sama, która śpiewała kwietniu w „Salome” wystawionej w wiedeńskiej Staatoper, gdzie jako Jan Chrzciciel partnerował jej Tomasz Konieczny. W sopockiej premierze srodze ukaranym przez tytułową bohaterkę niedoszłym kochankiem był Oleksandr Pushniak, ukraiński bas – baryton, nijak nie pasujący do obrazu postaci Jana stworzonej przez Straussa (nie był „smukły jak posąg z kości słoniowej”), ale wiadomo: opera opiera się w dużej mierze na umowności. W międzynarodowej obsadzie wiodących ról znaleźli się jeszcze Gerhard Siegel, którego Herod jawi się bardziej jako sybaryta, lubieżnik niż okrutnik, czego dowodem jest odmowa spełnienia żądania Salome; Claudia Mahnke, której interpretacja pozbawia Herodiadę wyrazistości i emocjonalności; sympatię i empatię wzbudza z kolei śpiewany przez bośniackiego tenora Omera Kobiljaka Narraboth, który wiedziony uczuciem do Salome łamie rozkaz Heroda i w następstwie tego czynu popełnia samobójstwo (ciekawie rozwiązana jest scena jego śmierci).

Blisko dwugodzinny spektakl jest w sumie ciekawym estetycznie doświadczeniem teatralnym dla oglądającego, choć momentami wymagającym z jego strony cierpliwości z powodu dłużyzn, braku interesującego „dziania się” na scenie (rozczarowuje słynny taniec Salome w choreografii Maćka Prusaka); trochę dziwi też przyniesienie głowy Jana w wiadrze, choć srebrna taca pałętała się po scenie, podobnie jak tajemnicze postacie (w domyśle: dworzanie Heroda) spowite w złote kostiumy. Nie zawiodła natomiast Sinfonia Varsovia pod dyrekcją Piotra Jaworskiego.

* Recenzja powstała dla portalu "Teatr dla Wszystkich" i tam też została pierwotnie opublikowana 14.07.2025 r. 

Komentarze