Oswajanie zła *

Trochę trudno w to uwierzyć, ale sztuka „Biedermann i podpalacze” szwajcarskiego pisarza i dramaturga Maxa Frischa doczekała się zaledwie drugiej telewizyjnej inscenizacji. Zaskakiwać może też fakt, że jest to debiut Jana Holoubka jako reżysera spektaklu Teatru Telewizji, który to twórca ma swoim dorobku znakomitą operatorską m.in. w telewizyjnym przedstawieniu „Moralności pani Dulskiej” wyreżyserowanym przez Marcina Wronę.

Scena zbiorowa. Fot. materiał TVP

Pierwsza telewizyjna realizacja „Biedermanna…” w 1964 roku była przeniesieniem przez Erwina Axera jego spektaklu z Teatru Współczesnego w Warszawie, który prapremierowo zrealizował pięć lat wcześniej. Porażająco aktualny wydźwięk ma dziś ta jednoaktówka, utrzymana w konwencji trochę czarnej komedii (choć trudno tu o zrywanie boków ze śmiechu), trochę satyry społeczno – politycznej czy wreszcie moralitetu z metafizycznym epilogiem.

W mieszczańskim domu Gottlieba Biedermanna (kolejna znakomita rola Andrzeja Seweryna) pojawiają się pewnego razu dwaj podejrzani mężczyźni – jeden jest bezrobotnym zapaśnikiem, a drugi byłym kelnerem (w tym rolach tworzący świetny diaboliczny duet Łukasza Simlata i Mariusza Jakusa). Po chwilowym sprzeciwie wywołanym podejrzeniami co do ich tożsamości, Biedermann zaczyna ulegać manipulacjom i socjotechnice stosowanej przez obu panów, spełniać ich życzenia, licząc na to, że taka postawa przyniesie jego domowi i dobytkowi oraz jemu samemu przetrwanie, ocali przed spaleniem. Na nic zdaje się zdroworozsądkowa postawa żony głównego bohatera, Babette (cieszy powrót do telewizji dawno nie oglądanej Iwony Wszołkówny, tworzącej tu postać wyrazistą, z delikatnym komediowym zabarwieniem), która nie jest w stanie powstrzymać męża przed podaniem podpalaczom zapałek. Finał jest dość oczywisty. 

Andrzej Seweryn i Łukasz Simlat. fot. Waldemar Kompała, Natasza Młudzik/TVP

Spektakl ten w sposób niezwykle wyraźny pokazuje, jak łatwo ulegamy złu, licząc jednocześnie, że jesteśmy w stanie mu zapobiec; z jaką determinacją wypieramy prawdę o sytuacji, w której się znaleźliśmy; jak bezmyślnie – kierowani własną naiwnością i konformizmem, trochę też strachem – dajemy reprezentantom owego zła narzędzia do realizacji najgorszego z możliwych scenariusza. Analogia do współczesności jest aż nadto wyraźna w tej sztuce sprzed ponad 60 lat.

Biedermann i podpalacze” w reżyserii Jana Holoubka to przedstawienie kompletne. Zaczynając od bardzo dobrego przekładu Sławy Lisieckiej poprzez funkcjonalną scenografię Marka Warszewskiego, umożliwiającą jednoczesne prowadzenie akcji na dwóch planach, niepokojącą, zapowiadającą mającą nastąpić katastrofę muzykę Aleksandra Dębicza wokalnie wzbogaconą przez sekstet proMODERN, występujący jako chór strażaków z rewelacyjnym Koryfeuszem, Marcinem Januszkiewiczem, współgrające z nastrojem spektaklu zdjęcia Macieja Edelmana na aktorstwie kończąc. Poza wymienionymi już aktorami należy też docenić niemy epizod Marii Ciunelis jako Pani Knechtling, Paulinę Gałązkę w roli służącej Anny, Pawła Paprockiego (Dr Fil) i Dariusza Wnuka w niewielkiej roli Policjanta.

* Recenzja powstała dla portalu "Teatr dla Wszystkich" i tam została opublikowana 27.05.2025r.




Komentarze