"Trzy damy z Alabamy", czyli śmiech do łez *

Sequele w teatrze nie są tak częstym zjawiskiem, jak w filmie. Na szybko można by wymienić bodaj tylko dwie części farsy „Mayday” Raya Cooneya. Tymczasem kielecki Teatr Rozrywki TeTaTeT wraca do sztuki „Umrzeć ze śmiechu” Paula Elliotta, którą zaczynał swoją działalność w 2018 roku, przedstawiając jej drugą odsłonę zatytułowaną „Trzy damy z Alabamy, czyli życie śmiechu warte”. Oficjalna polska, a nawet europejska prapremiera tej komediofarsy wyreżyserowanej przez Mirosława Bielińskiego odbyła się 24 lutego 2025 roku na Scenie Kameralnej Kieleckiego Centrum Kultury, gdzie TeTaTeT ma swoją siedzibę.

Małgorzata Oracz, Ewa Pająk i Teresa Bielińska. Fot. materiał Teatru TeTaTeT

Z bohaterkami sztuki Paula Elliota w tłumaczeniu Bogusławy Plisz – Góral rozstaliśmy się, gdy te, realizując testament Mary, zmarłej koleżanki od (nie tylko) brydża, postanawiają zaznać radości życia i odbyć podróż dookoła świata. Zabierają ze sobą urnę z prochami fundatorki tej kosztownej wyprawy. Druga część zaczyna się od powrotu Connie, Millie i Leny z nieodłączną urną z prochami przyjaciółki z Paryża. Wracają w dość newralgicznym momencie, bowiem Rachel, córka Connie, wraz ze swym partnerem Bobbym oczekują narodzin bliźniaków. Są bardzo zestresowani tą sytuacją i liczą na pomoc matki dziewczyny i jej koleżanek. Tymczasem przyszła babcia wciąż przeżywa swoją paryską miłość. Wrodzony rozsądek podpowiada jej jednak, że Paryż i miłość to jedno, ale ważniejsze są obowiązki domowe i rodzinne. Tymczasem w domu „trzech dam” pojawia się Michel, młody, przystojny Francuz, do którego serce Connie zabiło mocniej nad Sekwaną (trudno zresztą nie stracić głowy, jeśli obiekt westchnień ma aparycję Mateusza Dymidziuka; dodajmy od razu, że uroda amanta to nie jedyny walor tego debiutującego w Teatrze TeTaTeT aktora – jego gra sprawia, że wierzy się w skromność, nieśmiałość, a nade wszystko w szczere uczucie do Connie). I się zaczyna...

Elliot w lekkiej, zabawowej formie dotyka problemu relacji między młodym a tym trochę starszym pokoleniem, zabiera głos w dyskusji toczącej się nie tylko na łamach plotkarskich portali, czy starsza kobieta może się wiązać z dużo młodszym mężczyzną. Jest też w jego sztuce mowa o tym, czy dojrzała kobieta musi zapomnieć o swej kobiecości na rzecz bycia babcią, opiekunką wnucząt. Connie, w po mistrzowsku zniuansowanej kreacji Teresy Bielińskiej odpowiada, że nie, że w każdym wieku mamy prawo do porywów uczuciowych. Wspierają ją w tym przyjaciółki, szczególnie Lena, amatorka darmowych drinków wyraziście zagrana przez Małgorzatę Oracz i spragniona kosztowania uroków życia Millie (Ewa Pająk nadaje swojej bohaterce wiele ciepła, budzącego empatię widza dla tej kobiety). Ba, nawet początkowo przeciwny związkowi teściowej z dużo młodszym mężczyzną Bobby zdaje się w końcu uznać prawo Connie do miłości (bardzo udanie przemianę bohatera pokazuje Łukasz Oleś). Tylko do cna egoistyczna, irytująco rozhisteryzowana Rachel (bardzo dobra rola Magdaleny Daniel; w dublurze rolę tę gra też Magda Szczepanek) uważa, że matka ma obowiązek żyć jej życiem.

Finał spektaklu. Fot. Krzysztof Krzak

Druga część komedii Paula Elliotta w większym stopniu niż pierwsza opiera się na komizmie słownym, jego siła przekazu tkwi w dowcipnych dialogach, zabawnych bon motach, nie ma w niej tak spektakularnych scen jak striptiz męski. Reżyser Mirosław Bieliński zgodnie z intencją autora tak właśnie poprowadził ten spektakl, w czym pomogli mu znakomicie grający aktorzy, świetnie żonglujący błyskotliwymi ripostami. To dzięki nim śmiech miesza się tu ze wzruszeniem. Warto też zwrócić uwagę na zachowanie aktorek, zwłaszcza Oracz i Pająk, gdy ich bohaterki w jakiejś scenie znajdują się na drugim planie. Całość uzupełniają takie elementy spektaklu, jak nieprzesadzona i funkcjonalna scenografia Iwony Jamki, klimatyczne wizualizacje Przemysława Żmiejki i stylizacje autorstwa Agnieszki Migoń utrzymane w - jakże by inaczej – kolorze miłości. Nawet urna jest czerwona.

Plakat do spektaklu. Fot. materiał Teatru TeTaTeT

A tak na marginesie tej najnowszej (pra)premiery: serce rośnie, obserwując, jak spektakularnie rozwinął się Teatr TeTaTeT przez te niespełna siedem lat istnienia! Regularnie prezentuje on spektakle rozrywkowe i to nie tylko na Małej Scenie gościnnego KCK czy Centrum Kultury w Jędrzejowie, gdzie powstała jego swoista filia – Jędrzejowska Scena Teatru TeTaTeT, ale także w wielu innych miastach, tak odległych od Kielc, jak Lubliniec, Katowice, Legionowo, Białystok czy Szczecin. I wszędzie przyjmowany jest równie serdecznie, by nie powiedzieć entuzjastycznie. Teatr TeTaTeT dorobił się dużej grupy własnej, wiernej publiczności, która powraca doń regularnie, spragniona rozrywki na wysokim poziomie, chłonąc panującą w tym teatrze rodzinną atmosferę. Rodzinną bynajmniej nie tylko dlatego, że teatrowi szefuje aktorskie małżeństwo Teresy i Mirosława Bielińskich, którzy obchodzą właśnie 40 – i 45-lecie działalności artystycznej i właśnie otrzymało Nagrodę Miasta Kielce w dziedzinie kultury. Tu każdy widz jest zauważany, a aktorzy nie stronią od bezpośrednich kontaktów z publicznością. Chciałoby się jak najczęściej oglądać nowe produkcje Teatru TeTaTeT w Kielcach, ale – jak sądzę – to już kwestia pozaartystycznej natury. A póki co napawajmy się humorem serwowanym przez trzy damy z Alabamy.

* Recenzja powstała dla portalu "Teatr dla Wszystkich", gdzie została opublikowana 10.03.2025 r.


Komentarze