Poznać gwiazdę po riderze?
Okazuje się, że wizyty u teściowej mogą okazać się inspirujące. Podczas jednej z nich we wrześniowym numerze, w pierwszej dekadzie sierpnia, miesięcznika co to o kobiecie i życiu traktuje natknąłem się na wywiad z rockową wokalistką Małgorzatą Ostrowską, tą od między innymi „Meluzyny” i „Szklanej pogody”. A w wywiadzie takie oto pytanie: „Ma pani jakieś specjalne wymagania koncertowe?”.
![]() |
Małgorzata Ostrowska na Dniach Ostrowca Świętokrzyskiego (2015 r). Fot. Krzysztof Krzak |
Oczywiście, nie spodziewałem się rewelacji takich, jakie można usłyszeć, gdy rzecz idzie o wymagania gwiazd zagranicznych, a zatem nie przypuszczałem, że Ostrowska powie, iż w garderobie jej powinny się znaleźć białe koty i gołębie w liczbie dwudziestu, jak u Mariah Carey, czerwony papier toaletowy, jak życzy sobie tego Beyonce lub też manekin z różowymi włosami łonowymi, bez którego Lady Gaga może odmówić zaśpiewania koncertu. Ale też nie sądziłem, że Małgorzata Ostrowska, w końcu przecież jedna z najlepszych polskich piosenkarek, obdarzona wielkim głosem, energią i charyzmą stawia organizatorom tak minimalistyczne wymagania. „Nie jestem wymagająca. I powiem więcej, jestem zawsze zakłopotana tym, co widzę po wejściu do garderoby, bo zawsze jest stół zastawiony wszystkimi możliwymi potrawami i napojami. Ja rozumiem, że jest to szczera i ogromna gościnność, ale przecież nie jestem w stanie tego wszystkiego skonsumować. Dlatego proszę, upominam, żeby nie marnować jedzenia i ciągle bezskutecznie. Zależy mi jedynie na tym, by mieć pod ręką miód, cytrynę i imbir. Przygotowuję sobie z tego regeneracyjny napój na gardło” – wyznała gwiazda rocka w popularnym miesięczniku dla pań.
To wyznanie cenionej przeze mnie wokalistki (gdyby tylko rzadziej śpiewała „Meluzynę”) dało mi impuls do przyjrzenia się wymaganiom innych polskich wykonawców, także tym, które lata świetności i olbrzymiej popularności mają już dawno za sobą, co skutkuje między innymi tym, że koncerty trafiają im się jak ślepej kurze ziarno (a jeśli już to wypełniają je przeboje sprzed 30 – 40 lat, bowiem wiele tych gwiazd nie nagrywa nowych hitów czy choćby „tylko” ciekawych piosenek), więc umiar i pokora byłyby wskazane. Nie we wszystkich interesujących mnie (i czytelników) przypadkach było to możliwe, bowiem strony internetowe naszych gwiazd bardzo często prowadzone są po prostu kiepsko, ich aktualizowanie pozostawia wiele do życzenia (na przykład na stronie Justyny Steczkowskiej próżno szukać informacji o jej koncercie w Ostrowcu Świętokrzyskim, który ma się odbyć lada moment, bo już 25 sierpnia), a ridery, te techniczne i „hospitality”, często przysyłane są organizatorom dopiero po ich uprzednim bezpośrednim kontakcie z managementem - tak jest choćby w przypadku Rock House Entertainment, która zajmuje się organizacją koncertów Piotra i Krzysztofa Cugowskich, Kasi Kowalskiej, Lady Pank, Anny Wyszkoni i Małgorzaty Ostrowskiej właśnie.
Wanda i Banda we Włostowie (2012 r.). Fot. Krzysztof Krzak |
A skoro już jesteśmy przy Ostrowskiej: weźmy na tapet wymagania, które stawiają organizatorom związani z nią przed laty: Lombard i Wanda Kwietniewska z jej Bandą. Grupa Grzegorza Stróżniaka życzy sobie na przykład oprócz obiadu dla 8 osób: siedmiu dań mięsnych i jednego rybnego lub wegetariańskiego około godziny 15.00 w garderobie, restauracji tudzież w miejscu noclegu zespołu, a także (w garderobie) zimnego bufetu dla 8 osób, w zestaw którego wchodzą: półmisek mięs i wędlin, ryby, sery, owoce, sałatki warzywne (już bez mięsa), paluszki, krakersy, ciasto, ciepłe i zimne napoje, w tym Red Bull i Coca Cola bez cukru. Bardziej „rozrywkowa” jest Wanda i Banda, bo poza zwyczajową kawą, herbatą, wodą gazowaną i bez bąbelków, fantą, spritem i innymi napitkami dla grzecznych dzieci artyści życzą sobie (zastrzegając: jeśli to możliwe) 0,7 l wódki Bocian, dwóch butelek Jacka Danielsa o pojemności 0,75 l, 3 butelek białego wina półwytrawnego, tyleż samo butelek czerwonego wina wytrawnego i (to już obowiązkowo) piwa oraz piwa bezalkoholowego . Obowiązkowy jest też catering (wybór kanapek, wrapów, dań ciepłych w wersji mięsnej i wegetariańskiej), owoce, słodycze i obiad, ma się rozumieć. Wanda i Banda dbają o ekologię (co się im chwali), bowiem naczynia i sztućce dostarczane zespołowi pod żadnym pozorem nie mogą być plastikowe.
![]() |
Patrycja Markowska na Jarmarku Opatowskim (2015 r.). Fot. Krzysztof Krzak |
Aż takich wymagań pod tym względem nie ma natomiast Patrycja Markowska, domagając się po prostu kubeczków jednorazowych. Potem jednak jest już „na bogato”: 25 półlitrowych butelek niegazowanej wody mineralnej, 4 litry soków owocowych, 13 Red Bulli plus dwa bez cukru, 12 butelek piwa, 21 sprite’ów, 2 litry coca coli i pół litra tejże bez cukru, butelka whiskey o pojemności 0,7 litra i takaż sama wódki – to wymagania ekipy Markowskiej odnośnie napoi. A na zakąskę - świeże owoce, kanapki, sałatki, przekąski i obiad dla 14 osób. Wilki Roberta Gawlińskiego natomiast wódki nie piją, ale nie pogardzą m.in. 4 butelkami białego wina Prosseco Traviso (broń Boże Martini lub Stock!), sześcioma piwami regionalnymi, 10 puszkami Red Bulla, 3 monsterami bezcukrowymi, 3 półlitrowymi butelkami Aloe Vera King. Wilki lubią też delicje, ciasto drożdżowe, owoce sezonowe, mile widziane są 2 rodzaje sałatek (z wyłączeniem greckiej), deska wędlin i serów regionalnych (widać, że panowie lubią poznawać smaki krain, w których śpiewają); organizatorzy muszą zapewnić też 40 tartinek (w tym połowa bez mięsa), powinni jednak pamiętać, by nie układać ich jedna na drugiej, by pieczywo nie było wilgotne. Nie mogą też zapomnieć o obiedzie w hotelu dla 15 osób (zupa, drugie danie, deser, napój bezalkoholowy wybierane z pełnej karty). Za to wszystko, o czym czytamy w riderze, poza koncertem zespół jest w stanie poświęcić chwilę organizatorom i sponsorom na wspólne zdjęcie, o ile owi organizatorzy i sponsorzy poinformują o takim zamiarze artystów wcześniej. Chyba nie trzeba dodawać, że wszyscy wykonawcy dostają za swoją pracę honoraria, które – jak głosi wieść gminna – niskie nie są.
Jeśli panie i panowie występujący na mniej lub bardziej prestiżowych scenach są w stanie przejeść i wypić w ciągu 3 - 4 godzin wszystko, czego zażyczą sobie w riderach – to gratuluję zdrowych żołądków i znakomitej przemiany materii. Jeśli natomiast ma to służyć dowartościowaniu się i podkreśleniu swojej wyjątkowości tudzież chęci doszlusowania pod względem wymagań gastronomicznych (szkoda, że w wielu wypadkach nie pod względem artystycznym) do zagranicznych gwiazd – to współczuję. Bo takie to trochę jednak smutne i żałosne. I na koniec populistycznie: pamiętaj, fanie, że ty w swojej ośmiogodzinnej pracy najczęściej miernie opłacanej musisz sam sobie zapewnić drugie śniadanie, podczas gdy twój idol ma wszystko podane „na desce” przez organizatora ucieszonego, że tzw. gwiazda raczyła pozytywnie odpowiedzieć na jego zaproszenie.
Komentarze
Prześlij komentarz