Gołe pośladki Simone Susinny skąpane w słonecznej poświacie

Magdalena Boczarska, aktorka skądinąd utalentowana i intrygująca, chwali się na swoim oficjalnym facebookowym profilu (a może robi to w jej imieniu administrator), że film z jej udziałem, „Heaven in hell”, obejrzało na Netflixie w ciągu kilku dni kilka milionów widzów. Postanowiłem i ja do tej licznej grupy dołączyć.

Magdalena Boczarska i Somone Susinna. Fot. Monolith Films

Istotnym impulsem do odpalenia „Heaven in hell” była obecność w obsadzie właśnie Magdaleny Boczarskiej, którą cenię za liczne dokonania filmowe i teatralne, taki jak choćby role w obu częściach „Różyczki” czy w sztuce „Pozytywni” w duecie z Katarzyną Sawczuk, której Zosia z „Czasu honoru. Powstanie” wpisała się w moją pamięć. Pewnego smaczku czy wręcz pikanterii dodawał opis dodawał fragment opisu dystrybutora, mówiący o tym, iż jest to historia dojrzałej kobiety zakochanej do szaleństwa w sporo młodszym mężczyźnie, co jest też „udziałem” samej Magdaleny Boczarskiej, o czym internet nie pozwala zapomnieć, co i rusz przypominając historię jej związku z Mateuszem Banasiukiem (na zmianę z historią Magdaleny Cieleckiej i Bartosza Gelnera). Z tegoż opisu mogło wynikać, iż film w reżyserii Tomasza Mandesa jest głosem jego twórcy w sprawie takich związków, które nieustannie budzą obiekcje poważnej części polskiego społeczeństwa, którego potępieńcze opinie dotyczą niemal wyłącznie kobiet, nie piętnując starszych mężczyzn wiążących się z dużo młodszymi kobietami. Okazało się, że miałem zbyt wygórowane oczekiwania wobec tego filmu. Moja wina, bo nie skojarzyłem nazwiska reżysera jako twórcy trylogii zrealizowanej na podstawie powieści Bianki Lipińskiej. Dość szybko jednak na właściwe tory sprowadziła mnie początkowa scena z gołym Włochem biegający po nadbałtyckiej plaży za młodą dziewczyną, która – co było do przewidzenia – okaże się później córką głównej bohaterki, graną przez Sawczuk właśnie.

Simone Susinna i Magdalena Boczarska. Fot. Monolth Films

A ta główna bohaterka to nie byle kto, bo pani sędzia, Olga Holtz, prowadząca niejasną sprawę sprzedaży szkoły tańca przez niejakiego Kamila (Sebastian Fabijański), w której to sprawie świadkiem jest Maks, przystojny Włoch, kitesurfer i (w tej roli Simone Susinna, którego męskie wdzięki można było już częściowo przynajmniej poznać w drugiej i trzeciej części „365 dni”). Onże Włoch zakochuje się,z wzajemnością, w 15 lat starszej sędzinie. Początkowo można myśleć, iż powodem tego uczucia jest chęć wpłynięcia na nią, by wydała wyrok pozytywny dla jego kolegi, ale nie – okazuje się, że on zapłonął do niej prawdziwą namiętnością, co przez następną godzinę z hakiem możemy oglądać na ekranie. Jej egzemplifikacją są częste widoki nagości Susinny (można wręcz powiedzieć, że gra on gołymi pośladkami, a główne jego zadanie aktorskie polega na wykonywaniu ruchów kopulacyjnych). W przerwach między „momentami” (kto słuchał satyrycznych „Kulisów srebrnego ekranu” ten wie, o co chodzi) Olga przeżywa rozterki, czy ma prawo do namiętności, nowej miłości z dużo młodszym partnerem (jej matka grana przez Elżbietę Jarosik zdecydowanie jej to stara się wyperswadować), zwłaszcza po tym, jak dowiedziała się, iż uprawiał on seks z jej córką, z którą ona ma bardzo złe stosunki (Maja ma do niej pretensje o to, że matka nie była przy niej, gdy ta bardzo przeżywała śmierć ojca). Ten wątek relacji: matka – córka zapowiadał się dość ciekawie, jednakże scenarzystom (Mojca Tirs + reżyser) brakło argumentów wzmacniających siłę tego konfliktu. Bardzo im się widać spieszyło, by pokazać kolejne bzykanko Olgi i Maksa (trzeba przyznać, iż scenarzyści w tej kwestii mają wyjątkowo rozwiniętą inwencję), najlepiej takie sfotografowane (kiczowato jak tytuł tej recenzji) przez Bartka Cierlicę z perspektywy gołej dupy włoskiego modela (zatrudnionego w Polsce w roli aktora) na dodatek skąpanej w pełnym słońcu. Czytając wpisy pod postem na Facebooku Magdaleny Boczarskiej nawet i ta golizna dobrze zbudowanego (to należy przyznać) Włocha nie spowodowała pozytywnej oceny tego kiepskiego, nudnego, pozbawionego ciekawej akcji i aktorsko bardzo przeciętnego (choć Boczarska i Sawczuk starają się jak mogą; broni się jedynie Janusz Chabior jako sędzia Ivo Błaszczyk) filmu. Filmu, czy może tylko rozbudowanego klipu erotyczno – krajoznawczego?

Komentarze