Marny ten "Spadek", oj marny!
Piszę te słowa w dniu, gdy media obiegła informacja o śmierci Andrzeja Mularczyka, genialnego scenarzysty, twórcy m.in. sagi o rodzinie Kargulów i Pawlaków, serialu „Dom”, powieści radiowej „W Jezioranach”. Niestety, nowe pokolenie piszących scenariusze nie dorasta do pięt takim autorom, o czym może świadczyć najnowsza premiera Netflixa (19 czerwca 2024 r.), czyli „Spadek” nakręcony przez Sylwestra Jakimowa według scenariusza Łukasza Sychowicza.
![]() |
Scena zbiorowa. Fot. Netflix |
Nie ukrywam, że z takimi filmami, jak rzeczony „Spadek” mam największy problem, bowiem nie wywołują one we mnie żadnych emocji, ani tych skrajnie negatywnych, choćby z tego powodu, że występują w nich aktorzy, których lubię i w wielu przypadkach cenię, ani tych pozytywnych, bowiem zachwycać się nie ma czym, no chyba że Pałacem Izraela Poznańskiego w Łodzi, w którego wnętrzach film ten kręcono. Żeby było bardziej baśniowo twórcy dodali w postprodukcji komputerowo jego otoczenie – ośnieżone góry (sic!).
Pod względem gatunkowym „Spadek” jest filmem eklektycznym, trochę komedią, trochę kryminałem, także filmem familijnym. Tym ostatnim chyba najbardziej, bo po 93 minutach seansu dowiadujemy się, że rodzina jest najważniejsza. Co wyraźnie stoi w opozycji do początkowych scen, gdy dawno nie kontaktujący się ze sobą, skłóceni członkowie familii pewnego bogatego, ekscentrycznego wynalazcy i prowadzącego teleturniej „Koło prawdy” (taki mix „Koła Fortuny” z „Idź na całość!”) Władysława Fortuny (w tej roli Jan Peszek) przybywają do jego rezydencji na odczytanie testamentu. Na miejscu okazuje się, że wuj nie byłby sobą, gdyby nie wymyślił czegoś oryginalnego także w materii swojej życiowej spuścizny. Proponuje on swoim krewnym udział w grze, która zwycięzcy zagwarantuje sowite profity wartości około 10 milionów złotych. Potencjalni spadkobiercy chętnie podejmują wyzwanie upatrując w tym szansy na odmianę swojego życia. A są wśród nich przedstawiciele różnych profesji i światopoglądów. Narratorem jest nauczyciel, a więc miernota zarobkowa wspomagająca się kredytem, Dawid Kłos (grający go Maciej Stuhr nie pokazuje niczego nowego, czego nie znalibyśmy z jego stand upów czy konferansjerki), któremu towarzyszy żona Zofia, urzędniczka skarbowa (docenić warto starania Gabrieli Muskały, by stworzyć postać z krwi i kości, ale jednak materii scenariuszowej nie stało w tym względzie) i dwójka dzieci (Józefina Karnkowska i Franciszek Słomiński) . Jest też Natalia, kuzynka Dawida, autorka poczytnych kiedyś powieści kryminalnych (Joanna Trzepiecińska) i jej sporo młodszy partner Gustaw (Piotr Pacek). Dla poprawności politycznej pewnie (bo innych powodów trudno się doszukać) scenarzysta wprowadza postać Karola, kuzyna Dawida (Mateusz Król) z partnerem, też Karolem (Piotr Polak). Wątek sensacyjno – komediowy mają wzmacniać fałszywi policjanci, ale nie wzmacniają, bowiem grający ich Piotr Żurawski i Albert Osik zostali w scenariuszu stworzeni jako para półgłówków, z których jeden popełnia błędy językowe, a drugi rzuca co i rusz sucharami (mam na myśli pseudo dowcipy). Autentycznie zabawny, choć niezamierzenie jak mniemam, jest natomiast prawdziwy policjant Trzeciak (w tej roli „niezawodny” Rafał Zawierucha). Aha, wśród postaci jest jeszcze lokaj wuja Władysława, przypominający jako żywo kamerdynera Konrada z „Niani” granego tak samo przez Adama Ferencego.
![]() |
Gabriela Muskała jako Zofia Kłos. Fot. Netflix |
Tępy humor, przewidywalny, a zatem niewciągający przebieg akcji, słaba intryga kryminalna, schematyczne postaci to wyznaczniki najnowszej produkcji Orphan Studio dla Netflixa. Na szczęście film trwa niewiele ponad półtorej godziny. Niektórzy piszący o „Spadku” dopatrują się w nim inspiracji filmem „Na noże” z Danielem Craigiem w roli głównej. Jeśli nawet, to z marnym skutkiem.
Komentarze
Prześlij komentarz