"Rewolwer" nie całkiem nabity*
Wciąż trwa Rok Romantyzmu Polskiego ustanowiony przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej z powodu okrągłej, dwusetnej rocznicy wydania Mickiewiczowskich „Ballad i romansów”. Gdzież więc bardziej godnie, niż w medium przynajmniej formalnie publicznym, uczcić można ów rok? Stąd zapewne premiera „Rewolweru” Aleksandra Fredry w reżyserii Wojciecha Adamczyka na inaugurację nowego sezonu Teatru Telewizji, która nastąpiła w szczególnym dniu, gdy prezesem rządowej telewizji przestał być Jarosław Kurski, tj. 5 września 2022 r.
![]() |
"Rewolwer"- scena zbiorowa. Fot. materiał TVP |
Na
początek sięgnięto po repertuar lżejszy, komediowy, po autora
bardzo wyraźnie odbiegającego od głównego nurtu polskiego
romantyzmu, znaczonego narodowo – niepodległościowo –
bogoojczyźnianym charakterem. Ale spokojnie: w planach jest
pokazanie w TVP do końca tego roku „Kordiana” Słowackiego w
reżyserii Zbigniewa Lesienia i „Konrada Wallenroda” Mickiewicza
wyreżyserowanego przez Jerzego Machowskiego. Sam
Wojciech
Adamczyk, reżyser kultowego
serialu „Ranczo”, swoje podejście do dzieł romantycznych
pokazał w średnio udanej „Balladynie”, która gościła w
poprzednim sezonie Teatru Telewizji. „Rewolwer”, po który
sięgnął tym razem, zrealizował już 45 lat temu dla TVP Jan
Świderski, obsadzając się w roli głównej, a do współpracy
zapraszając m.in. Barbarę Wrzesińską, Joannę Szczepkowską, Jana
Kobuszewskiego, Wiesława Gołasa, Marka Kondrata, Marka
Walczewskiego i Jana Kociniaka. Dziś można tylko pomarzyć o takiej
obsadzie!
Ta na poły kryminalna komedia Aleksandra Fredry powstała w 1861 roku, a jej prapremiera odbyła się w rok po śmierci autora. Bohaterem „Rewolweru” jest chciwy do granic przyzwoitości bankier, Baron Marco Mortara, który różnymi nieetycznymi zachowaniami i uczynkami (okłamanie przyjaciela, porzucenie kochanki) stara się przejąć spadek jednego ze swoich klientów. Przy okazji też chce zostać współwłaścicielem posagu bogatej panny Otyldy. Ma jednak wokół siebie osoby, z których każda chce ugrać coś dla siebie, stosując nie do końca etyczne metody. W myśl zasady głoszonej przez samego protagonistę: „Wstydzić się trzeba tylko wtedy, gdy nas ktoś oszuka”. Pewnego dnia baron otrzymuje przesyłkę zawierającą tytułową broń. Jej posiadanie w ówczesnej rzeczywistości politycznej groziło poważnymi sankcjami. Mortara bezskutecznie próbuje się pozbyć niechcianego „prezentu”. W sumie intryga jest dość błaha, a jednocześnie (ze względu na sporą liczbę osób w nią zamieszanych) zagmatwana, a przy tym tak naprawdę niewiele obchodząca współczesnego widza. Niewiele pomogło tej dramaturgicznej ramotce jej reżyserskie uwspółcześnienie polegające na przeniesieniu dziejącej się w XIX - wiecznej Parmie akcji sztuki w realia dwudziestolecia międzywojennego, co wyraźnie widać w kostiumach i scenografii, w której Katarzyna Adamczyk wykorzystała obrazy Tamary Łempickiej, czołowej polskiej malarki epoki art déco. Zgoła nic nie zostało w spektaklu z zapowiadanej przez TVP asocjacji do realiów współczesnej polityki dziejącej się w atmosferze „spisków i podsłuchów politycznych, inwigilacji i przemocy”. Może lepiej było pozostawić „Rewolwer” w wersji autorskiej i pokazać jako dowód na to, że Fredro napisał nie tylko „Zemstę” czy „Śluby panieńskie” co i rusz prezentowane na teatralnych scenach? Tym bardziej, że telewizyjne przedstawienie toczy się dosyć wartko, w rytm Fredrowskiego wiersza i … muzyki Piotra Salabera z wyrazistymi solówkami trąbki w wykonaniu Marcina Malarza.
![]() |
Scena zbiorowa. Fot. Arsen Petrovych/TVP |
Aktorzy robią, co mogą, by wydobyć z granych przez siebie postaci jakiś choćby element ponadczasowej prawdy o charakterze ludzkim i pokazać przy okazji swój komediowy pazur. I kilkorgu się z nich to udaje. Poza Sławomirem Grzymkowskim, przekonującym w roli cynicznego, pazernego barona, docenić należy Lidię Sadową, grającą temperamentną Pamelę, Szymona Kuśmidera jako bojaźliwego Barbiego, wysłannika barona do poruczeń specjalnych czy Adama Biedrzyckiego, który bezwzględnego notariusza Paroliego zagrał bardzo minimalistycznymi środkami aktorskiego wyrazu, co nie odebrało tej postaci przebiegłości i wyrachowania. Show kradnie jednak Marcin Przybylski jako niemy komisioner, jak określa tę postać Fredro w swej sztuce. Pantomimiczne scenki Przybylskiego są po prostu świetne i autentycznie zabawne, czego nie da się powiedzieć o najnowszej premierze Teatru Telewizji ad finem.
*Recenzja powstała dla portalu "Teatr dla Wszystkich", gdzie ukazała się 6.09.2022 r.
Komentarze
Prześlij komentarz