A nożyczki ciągle szaleją! Tym razem w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach
Do repertuaru Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach trafiła sztuka "Szalone nożyczki", która grana jest z niezmiennym powodzeniem na wielu polskich scenach.
![]() |
Scena zbiorowa z "Szalonych nożyczek". Fot. Jacek Rzodeczko |
Komedia fryzjerska, jak
zwykło się mówić i pisać o „Szalonych nożyczkach” Paula Pörtnera, trafiła jakiś
czas temu do Księgi Rekordów Guinnessa jako najdłużej grana sztuka teatralna w
Stanach Zjednoczonych. Nieprzerwanie gości ona na amerykańskich scenach od 1963
roku. Do Polski trafiła w przekładzie Elżbiety Woźniak 19 lat temu, gdy
wystawił ją Marcin Sławiński w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Kilka miesięcy
później powtórzył on tę inscenizację w warszawskim Teatrze Kwadrat (w obu
teatrach można oglądać „Szalone nożyczki” po dziś dzień). Realizacji tej
niezwykłej, bo interaktywnej, wymagającej aktywnego współuczestnictwa widowni,
sztuki podjął się w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach znany aktor (a
od wielu lat także reżyser) Jerzy Bończak.
Główny bohater sztuki, „mistrz
grzebienia” Antoni Wzięty, wynajmuje lokal dla swojego salonu fryzjerskiego Szalone nożyczki od mistrzyni fortepianu
Izabeli Richter, osoby tyleż wybitnej, co złośliwej. Ona sama zajmuje mieszkanie
nad salonem Wziętego. Gdy pewnego razu zostaje ona zamordowana nożyczkami
pochodzącymi z salonu, śledczy biorą pod lupę nie tylko jego właściciela, ale
także wszystkich klientów. Zaś świadkami w sprawie są wszyscy widzowie będący
na widowni w dniu spektaklu, a ich zeznania mają, rzec można, kluczowe
znaczenie w rozwiązaniu sprawy zabójstwa i wskazaniu jego sprawcy. Nie zawsze
jest to jedna i ta sama osoba (w pierwszym popremierowym przedstawieniu głosami
publiczności zabójcą miał się okazać Edward Wurzel). Przez to sztuka ma kilka
wariantów zakończenia, na które reżyser i aktorzy powinni być przygotowani. Pikanterii
całej tej wspólnej gry artystów i publiczności dodaje fakt, że wszyscy operują
nazwami miejsc i ulic znanych obu stronom z rzeczywistości (w Kielcach salon
fryzjerski Wziętego, stworzony niezwykle udatnie i realistycznie przez Marka
Chowańca, znajduje się przy ulicy Sienkiewicza 32, czyli dokładnie w budynku
teatru; kostiumy opracowała Ewa Borowik, aktorka z którą Jerzy Bończak przez kilka
lat występował na deskach stołecznego Kwadratu, a od dłuższego już czasu
obydwoje stanowią tandem reżyser – twórca kostiumów).
To drugie wystawienie komedii
Paula Pörtnera przez Jerzego Bończaka (pierwsze miało miejsce siedem lat temu w Teatrze Powszechnym w
Radomiu), a piąta reżyseria w teatrze kieleckim. Bończak wystawił tu już
wcześniej „Prywatną klinikę”, „Funny Money”, „Łóżko pełne cudzoziemców”,
„Miłość i politykę”, a także zagrał gościnnie we „Wdowach” Mrożka w reżyserii
ówczesnego dyrektora teatru, Piotra Szczerskiego. Można więc powiedzieć, że
zespół „Żeromskiego” Jerzy Bończak zna doskonale i wie, czy konkretnego aktora
stać na podjęcie się zadania polegającego na reagowaniu na zmieniający się pod
wpływem sugestii widzów tok akcji. Dlatego też główną rolę, Antoniego Wziętego
powierzył Dawidowi Żłobińskiemu, fryzjerkę Barbarę Markowską zagrała Beata Pszeniczna,
Panią Dąbek grają wymiennie: Joanna Kasperek i Teresa Bielińska, a mąż tej
ostatniej, Mirosław Bieliński (na zmianę z Jackiem Mąką) wciela się w rolę Edwarda Wurzela,
handlarza antykami. Jest jeszcze Andrzej Plata, który jako komisarz Dominik
Kowalewski prowadzi (wspólnie z mało rozgarniętym policjantem Michałem
Tomasikiem granym przez Łukasza Pruchniewicza) śledztwo w sprawie zabójstwa
pianistki.
Ci których widziałem 14 października 2018 roku (wyżej wymienieni bez
Bielińskiej, Mąki i Cabaja) nie zawodzą nadziei pokładanych w nich przez
reżysera, dają znakomity popis gry aktorskiej, błyskotliwości w reagowaniu na
trudne czasami do przewidzenia pytania i uwagi ze strony publiczności, która
bardzo szybko daje się wciągnąć do zabawy w detektywów i jest niezwykle
aktywna. Nie ułatwia zadania Andrzejowi Placie, ale aktor radzi sobie
znakomicie. Liderem tego zespołu jest Dawid Żłobiński, który swoimi działaniami
potrafi nie tylko rozbawić do łez widzów, ale także „ugotować” scenicznych
partnerów. Jeśli można mu coś zarzucić, to pewne nadmiernie karykaturalne przedstawienie
postaci Toniego Wziętego. Dodać jeszcze warto, że aktorzy nie wychodzą ze swych
ról także podczas antraktu, a na scenie są już, gdy widzowie zajmują miejsca na
widowni. Tym większe chapeau bas dla kieleckich aktorów i podziękowania za dwie
godziny przedniej zabawy, które dzięki świetnemu tempu mijają jak z bicza trzasł.
Od napisania tej recenzji upłynął ponad rok. Ze wszystkim się zgadzam poza jednym- postać Toniego jest super a jej przerysowanie jest zabawne. Sztuka wciąż bawi. Widownia ciągle pełna i żywo reagująca. Byłam wczoraj i jeszcze dziś czuję ten rozbudzony dobry humor. Gratuluję aktorom.
OdpowiedzUsuń