Fredro nad wyraz współczesny w Teatrze Żeromskiego w Kielcach
„Prędko, prędko…” jest
trzydziestą realizacją twórczości Aleksandra Fredry w powojennych dziejach
Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach.
![]() |
Autorem plakatu do spektaklu jest Andrzej Pągowski |
Tym razem Mikołaj Grabowski, reżyser spektaklu, którego premiera odbyła się 21 kwietnia 2018
roku, sięgnął po te mniej znane i rzadziej wystawiane teksty Aleksandra
hrabiego Fredry. Na dodatek zarówno komedia w dwóch aktach „Z Przemyśla do
Przeszowy”, jak i jednoaktowy szkic dramatyczny (jak go określił sam autor)
zatytułowany „Teraz” pochodzą z późnego okresu twórczości autora „Pana
Jowialskiego” i pokazują mało znane oblicze tego czołowego XIX-wiecznego
polskiego komediopisarza. Próżno tu szukać lekkości salonowych figlików, niewinnych
flirtów, dialogów skrzących się błyskotliwym dowcipem facecjami z obowiązkowym
happy endem, co wszyscy znamy, choćby z takich lektur szkolnych, jak „Zemsta”
czy „Śluby panieńskie”. W obu tych drobiazgach scenicznych Fredro mówi o przemianach
w mentalności człowieka, wywołanych zmianami charakterystycznymi dla
zbliżającego się końca wieku, gdy życie ludzkie nabiera tempa, a pieniądz staje
się jedną z podstawowych wartości. Jakież to charakterystyczne dla
współczesnego człowieka!
Wyznacznikiem nowych
czasów za życia Fredry stały się również galicyjskie koleje, których hrabia był
ogromnym zwolennikiem. Nic więc dziwnego, że autor „Dyliżansu” fabułę swej
dwuaktowej komedii umieścił na dwóch stacjach kolejowych: Przemyśl i Przeszów.
W pociągu kursującym między nimi podróżują ludzie różnych klas społecznych i
narodowości. Ta podróż staje się we
fredrowskim ujęciu metaforą nowoczesnych czasów: tak szybko jak ona przebiega,
tak szybko zmieniają się charaktery i postawy ludzi. U celu podróży z pociągu
wysiądą oni odmienieni, nie zawsze na dobrze. Ci, którzy się rozwiedli, znów
będą razem, a młodzi pijący sobie z dzióbków w Przemyślu, w Przeszowie nie będą
mogli na siebie patrzeć; zakochani szybko znajdą pocieszenie u boku innych
porzuconych. Oczywiście, będą i tacy, jak roztargniony Gamciewicz (bardzo
dynamicznie grany przez Mirosława Bielińskiego), którzy zachowają constans w
swoim postępowaniu.
![]() | |
Scena zbiorowa ze spektaklu "Prędko, prędko...". Fot. Michał Grabowski |
Natomiast fabuła
jednoaktówki „Teraz” tylko na pozór zdaje się przypominać atmosferę, która
występowała w tych najbardziej znanych komediach Aleksandra Fredry. Akcja
dzieje się w miejskim salonie ówczesnej arystokracji. Są tu piękne panny na
wydaniu i szarmanccy na pierwszy rzut oka gentelmani. Ale bynajmniej nie toczą
rozmów o uczuciach, ale o interesach, pieniądzach, tajemniczych zbiórkach
funduszy. Nawet jeśli mówią o potencjalnym małżeństwie, to raczej w kontekście
dobrego biznesu, dokładnie skalkulowanego, szybkiego kontraktu, jak to ma
miejsce w przypadku Agaty i Winera czy też Johanny i Wirskiego. Za grosz w tym
romantyzmu, ale czysty materializm, znak nowoczesnych czasów, za którymi Fredro
zdaje się nie przepadać. Bliższa mu jest postawa Leona Chwiejskiego kierującego
się nieśpiesznym namysłem i uczuciami, nienawidzącego słowa „prędko”.
Mikołaj Grabowski
wykorzystując dwie ramotki sceniczne Fredry tworzy opowieść o kondycji
człowieka jak najbardziej współczesnego, żyjącego w ogromnym tempie,
podejmującego fundamentalne decyzje pod wpływem i naporem mijającego czasu.
Reżyser przenosi akcję w lata 30. minionego stulecia, na co wskazywać mogą
utwory wybrane przez Grabowskiego jako ilustracja muzyczna spektaklu, tudzież stylowe
kostiumy i scenografia Zuzanny Markiewicz. Reżyser pozostaje wierny w warstwie
tekstowej autorowi (poza jednym dopiskiem autorskim i zamianą bodaj jednego
słowa na bardziej zrozumiałe przez współczesnego widza). Reżyserską rękę autora
kultowego przedstawienia „Opisu obyczajów” według Jędrzeja Kitowicza w
krakowskim Teatrze STU widać w prowadzeniu kieleckich aktorów. Kilkoro z nich
gra w obydwu częściach „Prędko, prędko…” i tworzy bardzo udane kreacje. Wśród
nich jest przede wszystkim Bartłomiej Cabaj, który jako Leon Chwiejski dość
skromnymi środkami wyrazu tworzy niezwykle przekonującą postać ofiary
niedostosowania do nowoczesnych, pędzących czasów. Bardzo wyrazista jest Beata
Pszeniczna jako Madame Sztok i Anna Antoniewicz jako jej córka Wilhelmina;
trudno nie docenić komicznego talentu Andrzeja Platy w roli Kropoczka czy Magdy
Grąziowskiej w charakterystycznym epizodzie Nani, zagranym zupełnie innymi środkami niż
rola Agaty w „Teraz”. Sprawnie radzi sobie jako Cezar Fajt i Ernest Wirski
tegoroczny absolwent Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie Marcin Sztendel,
którego Mikołaj Grabowski zaangażował, wraz z koleżanką z roku, Klaudią Bełcik,
do gościnnych występów na kieleckiej scenie (Grabowski reżyserował ich dyplom w
AST – „Wspomnienia polskie” według Gombrowicza).
![]() |
Debiutanci: Klaudia Bełcik i Marcin Sztendel. Fot. Bartłomiej Górniak |
Mamy zatem w „Żeromskim”
klasyczne przedstawienie, dzięki któremu można spędzić w teatrze całkiem sympatyczny
wieczór i może pod jego wpływem choć trochę zwolnić tempo swojego życia.
Komentarze
Prześlij komentarz